Czy przejazdy komunikacją miejską podrożeją? Prawdopodobnie tak, ale nie wszystkie i jeszcze nie teraz. Zarząd Transportu Miejskiego chciałby podnieść stawki od 1 września 2025 r.
Nim jednak zaczniemy płacić za bilety więcej, zgodę na to muszą wyrazić gminy organizujące przewozy w ramach ZTM, w tym i Poznań. Tematem radni zajmą się na jednej z grudniowych sesji. To oni zdecydują o terminie wejścia w życie uchwały oraz jej ostatecznym kształcie.
Już teraz jednak można się pocieszać, że podwyżki nie dla wszystkich będą dotkliwe. Nie dotkną bowiem każdego. ZTM przyjął założenie, by nie podnosić cen dla tych, którzy rozliczają podatki w swoim miejscu zamieszkania.
Płacisz podatki w Poznaniu, podwyżki nie będzie
Jak informuje ZTM, ci mają płacić za sieciówki tyle samo, co dziś – a w niektórych przypadkach nawet jeszcze mniej. Nie zmieni się też cena biletów specjalnych – dla seniorów i uczących się dzieci.
– Proponowana zmiana ma nie tylko pozwolić na dalszy rozwój komunikacji miejskiej, ale także być mocnym sygnałem, że warto rozliczać podatki w stolicy Wielkopolski oraz gminach ościennych obsługiwanych przez ZTM – informuje ZTM.
Właśnie dlatego nie tylko ceny biletów okresowych dla pasażerów rozliczających podatki na rzecz Poznania mają pozostać bez zmian. Natomiast ceny biletów okresowych dla osób niekorzystających z ulgi metropolitalnej planuje się podnieść o ok. 33 proc. Warto więc płacić PIT na rzecz Poznania i 19 gmin. Wystarczy do kwietnia 2025 r. dołączyć do grona płacących podatek lokalnie, by móc korzystać z Biletu Metropolitalnego.
fot. Łukasz Gdak
Nie musisz się nawet meldować
W przypadku Poznania nie trzeba być tu zameldowanym. Wystarczy wpisać w zeznaniu podatkowym poznański adres zamieszkania.
– Proponowana zmiana taryfy zakłada, że nadal bardziej będzie się opłacało korzystać z tzw. biletu przystankowego (tPortmonetki na karcie PEKA) niż z klasycznych, jednorazowych biletów czasowych. Za pierwszy (lub jeden) przystanek wciąż trzeba będzie zapłacić mniej niż 1 zł. Dopiero za przejechanie 22 przystanków zapłacimy z tPortmonetki więcej niż 5 zł – a taka jest nowa proponowana cena biletu jednorazowego do 15 minut. Dla przykładu – 22 przystanki to tyle, ile wynosi cała trasa linii nr 5 z Górczyna na Zawady. Według rozkładu jazdy pokonanie tej trasy zajmuje 30 minut.
Cena biletów 15-, 45- i 90-minutowych ma wzrosnąć o 1 zł. 24-godzinne – w zależności od liczby stref – od 3 do 4 zł, a tygodniowe od 9 do 14 zł (również zależnie od liczby stref) – informuje Zarząd Transportu Miejskiego.
Propozycje zmian cen biletów (Źródło: ZTM)
O tym, dlaczego niekiedy ceny biletów jednak muszą iść w górę rozmawiamy z dyrektorem Zarządu Transportu Miejskiego Janem Gosiewskim.
Marek Jerzak: Poznaniacy nie lubią podwyżek. Dlaczego jednak powinni przygotować się na wyższe ceny za bilety komunikacji miejskiej?
Jan Gosiewski: Nikt nie lubi zmian cen, no chyba, że z wyższych na niższe, ale o tym przypadku nie mówimy. Wszyscy jednak z pewnym niezadowoleniem przyjmują, że jest to coś normalnego i czasem muszą to zaakceptować. Drożeje paliwo, drożeje prąd, drożeją czynsze, żywność czy w końcu bilety do kina… aż po bilety podmiejskiej komunikacji kolejowej. Te na przestrzeni ostatnich czterech lat podrożały pięciokrotnie. A ceny komunikacji miejskiej w Poznaniu przez ten czas ani razu nie zostały podniesione.
Jan Gosiewski, dyrektor ZTM (fot. Łukasz Gdak)
M.J.: Dlaczego ZTM nie podnosił w tym czasie stawek?
J.G.: Komunikacja miejska to taki obszar, w którym panuje jakby mniejsza zgoda na ewentualne podwyżki związane z inflacją. Być może warto byłoby każdego roku podnosić ceny biletów o wskaźnik inflacji, ale w tym przypadku ceny nie są ustalane biznesowo czy handlowo. W przypadku podwyżek cen komunikacji miejskiej zawsze dzieje się to po dyskusji społecznej, a niekiedy nawet politycznej. Siłą rzeczy zawsze mija parę lat, kiedy faktycznie przychodzi moment, że coś z tymi cenami jednak musimy już zrobić.
M.J.: I to jest właśnie ten czas?
J.G.: Patrząc na koszty, moment podjęcia takiej decyzji właśnie się zbliża. Patrząc również na inne miasta, takie jak Toruń, miasta na Śląsku, Łódź czy Kraków, który podnosił ceny już w zeszłym roku, też dochodzimy do wniosku, że i u nas przed decyzją o podwyżkach nie zdołamy uciec.
Trzeba pamiętać, że ostatnia zmiana taryfy u nas miała miejsce w 2020 r. Na przestrzeni tego czasu – a weszliśmy już w piąty rok bez podwyżek – inflacja
średnio wyniosła 40 proc. W tym czasie wynagrodzenia, w tym np. kierowców też poszły w górę.
M.J.: Czyli po prostu zaczyna brakować pieniędzy na utrzymanie przewozów w ramach ZTM?
J.G.: Dochody ze sprzedaży biletów nigdy nie przewyższały 40 proc. kosztów – jakie Miasto Poznań ponosi na utrzymanie komunikacji. Nikt nie oczekuje, że będą one pokrywać 100 proc. kosztów. Teraz jednak dochody ze sprzedaży spadły do poziomu poniżej 30 proc. kosztów. Skąd brakującą kwotę budżet Poznania czy otaczających je gmin ma mieć?
Proszę pamiętać, że jeszcze w latach COVID-u wiele branż dostało chroniące je tarcze. Branża transportowa takiej tarczy nie otrzymała, a też przecież bardzo ucierpiała. W jednym roku zniknęło z przychodów 40 mln zł. To efekt np. zdalnej pracy i niekupowania przez to biletów. Mimo tego musieliśmy dalej jeździć, co generowało koszty. Czasami nawet nie mogliśmy dopasowywać kursów w rozkładach jazdy do faktycznego, dużo mniejszego zapotrzebowania. Przez limity pasażerów, którym trzeba było zapewnić możliwość utrzymywania dystansu, nie mogliśmy pozwalać, by tramwaje czy autobusy jeździły zbyt mocno wypełnione pasażerami.
M.J.: Jest jakaś recepta, złoty środek na tańsze bilety w komunikacji miejskiej?
J.G.: Gdyby przyjąć, że transport publiczny jest istotnym elementem gospodarki czy też takim w chwili obecnej odpowiedzialnym za bezpieczeństwo, mógłby powstać specjalny fundusz. Wspierałby dopłatami miasta organizujące transport szynowy, jako ten najistotniejszy a jednocześnie i najdroższy. Tymczasem takiego funduszu nie mamy, a nawet ustawowe ulgi dla młodzieży czy osób starszych nie są refundowane z budżetu państwa, choć takie refundacje otrzymują podmioty działające w transporcie kolejowym i autobusowym na szczeblu ponadregionalnym.
M.J.: To duże kwoty?
J.G.: Kiedyś to policzyliśmy. To około 30 mln zł rocznie, których nie dostajemy,
bo są ulgi i pasażerowie nam tego w biletach nie wpłacają, ale nikt nam też tego nie refunduje.
fot. Łukasz Gdak