Dwóch stoperów Lecha Poznań – Miha Blazić i Bartosz Salamon strzelili bramki samobójcze. Legia zdominowała spotkanie. Kolejorz miał problem z przeprowadzaniem akcji i oddawaniem strzałów. Wiadomo już, że fety mistrzowskiej w Poznaniu nie będzie.
Do trzech razy sztuka
Obie drużyny weszły w ten mecz na pełnych obrotach. Zawodnicy zastosowali wysoki pressing i chcieli wysoko odbierać piłkę. Już w 6. minucie po dobrej kontrze Legii do piłki dopadł Paweł Wszołek. Ten z bocznego sektora pola karnego uderzył na bramkę. Futbolówka odbiła się jeszcze po drodze od nogi Mihy Blazicia, co utrudniło interwencję Bartoszowi Mrozkowi. Piłka wpadła do siatki. Na szczęście dla Lecha Szymon Marciniak przeanalizował sytuację dzięki powtórce VARu i dopatrzył się faulu na Afonso Sousie w początkowej fazie akcji. Bramka nie została uznana.
Po tej sytuacji Legioniści poczuli krew i zdecydowanie przejęli inicjatywę w meczu. Niecałe sześć minut po pierwszej kontrowersji w spotkaniu Szymon Marciniak ponownie podszedł do monitora VAR. Sędzia po ponownym obejrzeniu akcji w polu karnym Lecha Poznań odgwizdał faul Barry’ego Douglasa na Marcu Gualu. Josue wykonywał rzut karny. Portugalczyk oddał strzał na prawą stronę bramki, ale Mrozek popisał się świetną interwencją.
Lech w pierwszym kwadransie dwukrotnie uciekł spod topora. Niestety już w 15. minucie po wrzutce Ribeiro doszło do nieporozumienia między Blaziciem a Mrozkiem. Defensor nie zaufał bramkarzowi i trącił piłkę, która wpadła do siatki. Po trzech świetnych okazjach Legii klub z Warszawy finalnie objął prowadzenie. Było 1:0.
Kłopoty Lecha
Kolejorz miał problemy z przedostaniem się w pole karne rywali. Dopiero w 24. minucie groźny strzał po wrzutce w pole karne oddał Blazić. Obrońca miał okazję zrehabilitować się za gola samobójczego, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Wydawało się, że po tej sytuacji Kolejorz w końcu zaczął łapać rytm. Legioniści na zdobywających pewność siebie niebiesko-białych odpowiadali jednak dużą liczbą fauli.
W końcówce pierwszej połowy Legia zaczęła wykorzystywać błędy w defensywie Lecha. Najpierw nie dogadali się ze sobą Murawski i Salamon. W tej sytuacji piłkę przejął Gual. Oddał jednak niecelny strzał na bramkę Mrozka. Zaledwie dwie minuty później futbolówki nie przejął Douglas. Wszołek popędził prawym skrzydłem i dośrodkował w pole karne. Niefortunną interwencję zaliczył Salamon. Defensor kolanem strzelił bramkę samobójczą. Drugą już w tym spotkaniu.
Nietrafiony pomysł na mecz?
Choć to zawodnicy Kolejorza strzelili obydwie bramki, po pierwszej połowie przegrywali 0:2. Niebiesko-biali mieli spore problemy z konstruowaniem akcji. Grę głównie opierali na długich zagraniach. Ustawienie zaproponowane przez Mariusza Rumaka praktycznie uniemożliwiało rozgrywanie piłki w środku pola. Czterech, a czasem nawet pięciu ofensywnych zawodników często ustawiało się praktycznie w jednej linii na skraju pola karnego Legii.
Taka taktyka zmuszała graczy do posyłania długich podań i dośrodkowywania w pole karne. Sęk w tym, że Legia charakteryzuje się wysokimi defensorami. Steve Kapuadi ma 196, a Artur Jędrzejczyk 189 centymetrów wzrostu. W efekcie tego Kolejorz w pierwszej połowie zdołał wypracować sobie tylko jedną sytuację, po której był blisko strzelenia gola.
Apatyczny Lech
Choć w drugiej części spotkania ustawienie ofensywne Lecha zmieniło się i pojawiła się możliwość rozgrywania przez środek, styl gry pozostał ten sam. Kolejorz wciąż próbował zagrywać długie piłki za defensywę Legii, jednak w większości przypadków nieskutecznie. Co więcej, rozstrojona pozostała obrona niebiesko-białych. Defensorzy popełniali błędy, które starali się wykorzystać Legioniści.
W 66. minucie stołeczny klub wyszedł z bardzo groźnym kontratakiem. Kolejorz miał jednak dużo szczęścia, ponieważ w sytuacji trzech na jednego Juergen Elitim nie odegrał piłki do żadnego z kolegów. Akcję faulem przerwał Elias Andersson. Dopiero w 69. minucie Lech oddał celny strzał na bramkę rywali. Z okolicy 25 metra uderzał Radosław Murawski. Dobrą interwencją popisał się jednak Kacper Tobiasz.
Nadzieja w końcówce
W 78. minucie spotkania kibice odpowiedzieli na fatalną grę Kolejorza. Z kotła na murawę poleciały race. Przebudzenie Lecha nastąpiło w 83. minucie. Joel Pereira wziął na siebie odpowiedzialność i oddał strzał z okolic 25 metra. Portugalczyk zdobył fantastyczną bramkę, Tobiasz nie miał nic do powiedzenia. Rzeczywiście Lech starał się odrobić straty w końcówce. Blisko zdobycia gola był między innymi Blazić. Był jednak na pozycji spalonej. Czasu było już za mało. Legia Warszawa dowiozła zwycięstwo 2:1 już do ostatniego gwizdka.
Trudna sytuacja
Lech nie ma już matematycznych szans na zdobycie mistrzostwa Polski. Co więcej, awans na miejsca gwarantujące eliminacje do europejskich pucharów również będzie bardzo trudny do osiągnięcia. Kolejorz znajduje się aktualnie na piątym miejscu w tabeli. Ma tyle samo punktów co Górnik Zabrze i punkt mniej od Legii.