W Poznaniu trwa spór wokół funkcjonowania miejskiego zoo. Grupa osób z byłą dyrektorką ogrodu twierdzą, że w poznańskim zoo źle traktuje się zwierzęta, podczas gdy obecni pracownicy stanowczo temu zaprzeczają. O zdanie zapytaliśmy też poznaniaków.
W październikową niedzielę na parkingu poznańskiego zoo stało kilkadziesiąt samochodów. Spacerując uliczkami ogrodu, można było dostrzec pojedynczych gości, zazwyczaj rodziny z dziećmi. Większość, pytana o to, czy słyszeli o kontrowersjach wokół zoo, przecząco kręci głowami. Słyszeli o słonicy Kindze, ale tylko kilka osób czytało doniesienia o rzekomych problemach.
Lepiej poinformowani byli pracownicy zoo, jednak oni również nie chcą obszernie komentować sprawy. Mówią, że wszystko jest w liście otwartym, który podpisali. Swój podpis pod nim złożyła również jedna z opiekunek zwierząt, która uważa, że cała sytuacja jest sztucznie wytworzona.
– To sztucznie nakręcona afera. Ja w pełni zgadzam się z treścią listu. Zaczęłam pracę krótko przed zmianą dyrektora, więc mam porównanie. W naszym zoo nie dzieje się nic złego – uspokaja jedna z pracownic zoo.
Dzisiaj pod Starym Zoo grupa osób, która twierdzi, że w poznańskim zwierzyńcu dzieje się źle, zbierała podpisy pod petycją o odwołanie dyrektora poznańskiego zoo. W tekście żądają od prezydenta miasta przeprowadzenia kontroli.
Liderką grupy jest była dyrektorka zoo, Ewa Zgrabczyńska, która ze swojej funkcji została odwołana dyscyplinarnie. Wobec niej toczyło się postępowanie karne. Kobieta w sierpniu twierdziła, że zostało ono umorzone. Informacji tej zaprzeczał rzecznik prokuratury.
Czytaj także: Ewa Zgrabczyńska zwolniona z pracy. Miała zamówić lodówkę do zoo, ale ta trafiła do jej domu