31 grudnia o północy wychodzimy przed domy, by zapalić zimne ognie i fajerwerki. Spotykamy się z przyjaciółmi lub idziemy na sylwestrowy bal. Tymczasem przed laty ostatnia noc starego roku wiązała się z wyjątkowymi tradycjami. Niektóre kultywowane były jeszcze nawet pod koniec XX wieku.
Sylwester w Wielkopolsce, zwłaszcza w jej południowych rejonach, był dniem psot i płatania figli. Tego dnia młodzi mieszkańcy wsi często wynosili sprzed domów gospodarzy furtki (zwane też w południowym subregionie Wielkopolski uliczkami). Wspomnienie to jest żywe także we wspomnieniach mieszkańców Poznania z drugiej połowy XX w.
– Zdarzało się, że grupa chłopaków chowała wszystkie furtki z całej ulicy i gospodarze musieli sami je znaleźć – mówi Zuzanna Majerowicz, etnolożka związana z Instytutem Antropologii i Etnologii UAM. -Jednak furtki nie były jedynymi zgubami. Wywożone były także wozy drabiniaste ze stodół. Młodzież potrafiła rozebrać go, wejść na dach i umieścić cały wóz w częściach na dachu – dodaje Majerowicz.
Dla gospodarza wiązało się to z poszukiwaniami na własną rękę. Zdarzało się też, że podczas srogich zim wozy drabiniaste bywały wywożone na środek stawu czy jeziora i stamtąd właściciel musiał go zabrać. Nowy Rok, już po odnalezieniu zgub, obchodzono świątecznie. Była msza święta i uroczysty obiad. Taki charakter 1 stycznia ma do dziś.
Czytaj także: Sylwester nie dla wszystkich jest czasem radości

