Teren w okolicy pokrywa gruba warstwa błota. Mieszkańcy skarżą się, że nie da się tędy przejść. – Sądzę, że najemca nie odtworzy traktu spacerowego – napisał do redakcji jeden z nich.
Chodzi o drogę nad samą Wartą przebiegającą w okolicach letniego „Klubu na Fali”. Ropoczęła się jesień, więc nie jest on już odwiedzany przez poznaniaków i trwa jego demontaż.
– Piszę do Państwa z prośbą o zainteresowanie się tematem terenu spacerowego przy demontowanym właśnie „Klubie na Fali” w Poznaniu. Nie był on wprawdzie utwardzony, ale obecnie jest w fatalnym stanie. W znacznym stopniu utrudnia spokojne korzystanie z niego, zarówno spacerowiczom, jak i opiekunom psów – zwraca uwagę Pan Piotr. Na dowód tego wysyła cztery fotografie. To, co przedstawiają faktycznie nie zachęca do spacerów, no chyba, że w kaloszach.
O sprawę postanowiliśmy zapytać w poznańskim Urzędzie Miasta. Po naszej interwencji jego pracownicy wybrali się na miejsce, by faktycznie ocenić, jak teren wygląda.
– Przeprowadzona wczoraj (14 października br.) terenowa wizja kontrolna nie wykazała zniszczeń nadwarciańskiej ścieżki spacerowej – zwraca uwagę Łukasz Nowicki z Wydziału Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta Poznania.
– Ustalono, że w związku z zakończeniem działalności „Klubu na Fali”, trwają prace rozbiórkowe infrastruktury. W wyniku tych działań, doszło do zanieczyszczenia błotem na ścieżce i terenach sąsiednich. Zarówno na działce nr 22/11, obręb Wilda, arkusz 08 będącej w zasobie, którym gospodaruje Miasto, jak i na działce nr 25, obręb Wilda, arkusz 08, którą gospodaruje Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – wyjaśnia Nowicki.
Choć ścieżka nie została zniszczona, aktualnie trudno z niej korzystać. Właśnie dlatego Miasto postanowiło jednak zareagować.
– WGN obciążył spółkę prowadzącą na tym terenie działania z tytułu bezumownego korzystania z nieruchomości. Wezwał także do usunięcia, uporządkowania i opuszczenia gruntu komunalnego. O wynikach wizji kontrolnej zostało powiadomione także Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – podsumowuje Łukasz Nowicki.
fot. Czytelnik