Gdy wychodzą na scenę, nie wiedzą, o czym za chwilę będą grać. Leniwe Raz!, czyli grupa, która tworzy improwizowane scenki i piosenki na podstawie sugestii publiczności, w Poznaniu działa już od dziesięciu lat. Jak to możliwe, że nie mają scenariuszy spektakli? I po co umawiają się na próby? O tym rozmawiam z aktorką grupy Leniwe Raz! Agnieszką Rogaczewską-Foryś.
Marta Maj: Czym teatr improwizacji różni się od tradycyjnego, który znamy?
Agnieszka Rogaczewska-Foryś: W skrócie – wszystkim! (śmiech) Teatr improwizacji nie leży ani obok kabaretu, ani obok teatru, który wystawia przedstawienia scenariuszowe. Nasze spektakle są zabawne, ale to efekt żartów sytuacyjnych i abstrakcyjnego humoru. Podstawą widowisk improwizowanych jest to, że wzajemnie się słuchamy. Jako aktorzy nigdy nie wiemy, co powie do nas partner na scenie, nie możemy przygotować się do spektaklu. W sekundę musimy odnaleźć się w sytuacji.
M. M.: Od jak dawna i w jakim składzie gracie?
A. R. F.: Nasza grupa ma 10 lat, a w obecnym składzie gramy od czterech. Mamy sześć osób improwizujących. Gra też z nami pianista.
M. M.: W Waszych spektaklach dużą rolę odgrywa publiczność. Co dokładnie robią widzowie?
A. R. F.: Publiczność daje nam sugestie. Określa, w jakie relacje międzyludzkie mamy się wcielić, kogo zagrać, gdzie ma być osadzona akcja. Nigdy nie mamy pojęcia, co przyjdzie nam zagrać. Dla ułatwienia na początku spektaklu robimy krótką rozgrzewkę – dla publiczności, ale i dla siebie. Rzucamy hasła i prosimy widzów, żeby odpowiadali przeciwieństwami czy zaśpiewali fragment melodii, którą zagra nasz akompaniator. Dopiero wtedy przechodzimy do tzw. krótkich gier, czyli kilkuminutowych scenek, opartych na określonych zasadach. Dla przykładu, gra alfabet polega na tym, że bohaterowie, rozmawiając ze sobą, mogą używać wyłącznie słów na kolejne litery alfabetu. Zwykle staramy się też nadawać przedstawieniom zarys tematyczny. Pytamy wówczas naszych widzów o ich skojarzenia z zadanym tematem i wybieramy jeden wątek, którego się chwytamy. Pomysły z widowni to iskra, która spowoduje, że nasze umysły się zainspirują. Nigdy nie wiemy jednak, co to będzie.
M. M.: Ile trwa zatem jedna gra?
A. R. F.: To zależy od stopnia jej skomplikowania. Proste gry zajmują około minuty, trudniejsze bliżej pięciu minut. Niektóre gry polegają na odgadywaniu – wtedy jeden z aktorów musi wyjść za kulisy na czas narady z publicznością, a później odgadnąć, co pokazuje mu na migi sceniczny partner i odnaleźć się w wymyślonej sytuacji. Taka gra potrafi zająć czasem i osiem minut. W scenariuszu zapisujemy jedynie to, ile będzie gier, kto zagra w której z nich. Zwykle podczas półtoragodzinnego występu mamy jedenaście gier plus bis.
M. M.: Oprócz gier improwizujecie też piosenki.
A. R. F.: Tak, to jeszcze większe wyzwanie. Nie dość, że nie wiem, o czym będę śpiewała, bo to publiczność wymyśli mi temat piosenki, to dodatkowo nie znam też melodii. Czasami pytamy widownię, jaki styl muzyczny ma mieć utwór. To nasi widzowie decydują, czy będzie to country, jazz czy piosenka aktorska. Akompaniator zaczyna grać, aktorzy zaczynają śpiewać. On podąża za nami, a my za nim – słyszymy, czy gra w moll czy w dur. Czasami publiczność nie chce wręcz uwierzyć, że te piosenki nie są „ustawione”. Tymczasem jak mielibyśmy się przygotować do zaśpiewania na temat, który narzucą nam widzowie dopiero podczas spektaklu?
M. M.: Właśnie, skoro jesteśmy już przy temacie przygotowań. Czy robicie próby?
A. R. F.: Tak, ćwiczymy umiejętności, które są nam potrzebne podczas improwizacji. Spotykamy się raz na dwa tygodnie. Stosujemy się do naczelnej zasady, czyli akceptacji, która idzie za hasłem: „Tak, zgadzam się z Twoją propozycją, i…”. W tym „i” zawiera się własna inicjatywa osoby, która podejmuje rękawicę. Nie tylko wchodzimy w rolę, którą przygotowuje dla nas partner sceniczny, ale też dajemy coś od siebie. Próby pozwalają nam swobodnie czuć się w scenach improwizowanych, pamiętać o tym, że jesteśmy w nich równi. Trenujemy uważność, otwartość, spontaniczność, akceptację.
M. M.: Taki występ, nawet jeśli poprzedzony treningami, nigdy nie jest przewidywalny. Czy to, że nie wiecie, o czym będziecie grali, jest dla Was stresujące? A może wręcz przeciwnie, skoro musicie poddać się pomysłowości widowni, to nie ma się czym denerwować?
A. R. F.: Przed pierwszym występem byłam tak zestresowana, że nie mogłam spać w nocy. Jednak kiedy improwizuje się już jakiś czas, zdobywa się pewne umiejętności. Wiemy, że poradzimy sobie na scenie, a po drugie – nie jesteśmy sami, gramy w grupie. Teraz stres nie jest dla nas paraliżujący, a przypomina raczej przyjemne łaskotanie w brzuchu.
M. M.: A co z kostiumami? W czym występujecie?
A. R. F.: Z uwagi na to, że nie wiemy, w jakie role będziemy się wcielać, występujemy w swoich własnych ubraniach. Nie przebieramy się. W improwizacji większość spektaklu dzieje się przede wszystkim w głowie widza. Nie mamy też rekwizytów. Uczymy się pracy z ciałem, by ktoś, kto nas ogląda, wiedział dobrze, jaką czynność czy przedmiot pokazujemy. Podam przykład – wycinanie nożyczkami większość osób pokazuje poprzez łączenie palca wskazującego i środkowego. Tymczasem posługując się nożyczkami używamy także kciuka i wykonujemy zupełnie inny ruch ręką. Ćwiczymy zatem umiejętności, które pozwolą widowni lepiej zrozumieć, co chcemy pokazać.
M. M.: Czy są takie sceny, których gry odmawiacie?
A. R. F.: Widzowie lubią dawać inspiracje, które mają nas pokonać. Tymczasem nie chodzi o to, by polec na scenie, ale o to, by wybrnąć z sytuacji, w której się znajdziemy. Nie chcemy też grać sytuacji niekomfortowych – dla aktora i dla widza. Unikamy również scen religijnych i politycznych. Staramy się nie wchodzić w tematy, które mogą być dla kogoś bolesne.
M. M.: Gdzie będzie można Was teraz zobaczyć?
A. R. F.: 17 maja zagramy w SomArt na ul. Poplińskich w Poznaniu, a 18 maja zapraszamy do Osiedlowego Domu Kultury Orbita. W czerwcu zagramy z kolei w Domu Tramwajarza. O wszystkich wydarzeniach informujemy na naszym profilu na Facebooku.
M. M.: Dziękuję za rozmowę.




Dla naszych czytelników mamy 1 podwójną wejściówkę na spektakl grany 18 maja 2025r w Domu Kultury Orbita. Aby ją otrzymać trzeba na adres redakcja@wpoznaniu.pl wysłać mail z hasłem „Leniwe Raz” podając swoje imię i nazwisko. O przyznaniu bezpłatnych zaproszeń decyduje kolejność zgłoszeń. Kto szybszy ten lepszy. Osobę, która otrzyma wejściówkę poinformujemy o tym fakcie drogą mailową.
Czytaj także: Kultowa Stajenka Pegaza zmienia swój charakter. Nowy może zaskoczyć