Stowarzyszenie Na Tak działa od 35 lat nieustannie wspierając osoby z niepełnosprawnościami. Codzienne spotkania i warsztaty pomagają w rozwijaniu indywidualnych predyspozycji i dążeniu do samodzielności. 9 grudnia o godz. 18:00 w Auli UAM odbędzie się koncert charytatywny.
Monika Statucka: Już w najbliższy poniedziałek uroczyste świętowanie w Auli UAM?
Dorota Borowska, dyrektorka Stowarzyszenia Na Tak: W tym roku mamy 35-lecie istnienia Stowarzyszenia. Z okazji jubileuszu organizujemy koncert charytatywny. To prawdziwa niespodzianka, ponieważ wejście na koncert będzie darmowe. Nie będzie jednak aż tak łatwo. Aby otrzymać wejściówkę, trzeba spełnić kilka wymogów, czyli zaobserwować nas na Facebooku i wziąć udział w wydarzeniu. Zależy nam na tym, aby osoby, które przyjdą na koncert, miały wiedzę na temat tego, czym się zajmujemy na co dzień i jak wiele osób otrzymało od nas pomoc.
M.S.: Koncert to pewnego rodzaju zwieńczenie wielu lat Waszej pracy. Czy są jakieś momenty, które szczególnie zapadły Pani w pamięć?
D.B.: Stowarzyszenie powstało z inicjatywy rodziców, którzy widzieli potrzebę uzupełnienia opieki nad osobami z niepełnosprawnością. Opieka systemowa wówczas niewiele ofertowała, więc rodzice rozpoczęli swoją drogę i walkę. To miejsce zmieniło się przez lata wraz z podopiecznymi, którzy dorastali. Przybywali też nowi. Najpierw było przedszkole, szkoła, a później przeszedł czas na placówki, w których mogli być rehabilitowani. Dzisiaj mamy agencję pracy wspomagającej i szereg placówek uzupełniających. 35 lat pracy spowodowało, że powstała sieć placówek, które zabezpieczają podopiecznych właściwie na każdym etapie życia. To jest dla nas najważniejsze.
fot. Łukasz Gdak
M.S.: Stowarzyszenie sprawia, że ludzie z niepełnosprawnościami mogą dążyć do usamodzielnienia, odkrywania swoich pasji i znalezienia pracy zarobkowej.
D.B.: Tak, staramy się, aby mogli realizować swoje pasje. Zarówno artystyczne, jak i sportowe. Prowadzimy warsztaty w galerii. Tych zajęć jest bardzo dużo i właściwie każdy, kto coś znajdzie dla siebie. W porównaniu do tego, jakie możliwości mieliśmy 35 lat temu, to naprawdę duża zmiana.
M.S.: Przychodzi mi na myśl serial „Matki pingwinów”. Ja jestem nim zachwycona, jednak czy według Pań on faktycznie dobrze odwzorowuje sytuacje, z jakimi mierzą się dzieci z niepełnosprawnościami i ich rodzice?
D.B.: Tak, bo tam nie jest nic naciągane, koloryzowane czy demonizowane. Rzeczywiście są takie przekroje rodziców. My znamy ponad 300 rodziców i są to przedstawiciele każdej z tych ról. Wszyscy chwalą Magdalenę Różczkę. Mnie natomiast bardzo spodobała się postać mamy Uli. Ona gra idealnie. Niestety bywa tak, że jeden z rodziców chce otoczyć dziecko nadmierną opieką i aż przesadza i robi z tego show. Natomiast drugi rodzic bardzo często tę sytuację wykorzystuje i próbuje coś ugrać dla siebie i dziecka. Takich przypadków w życiu jest bardzo dużo.
M.S.: A jak wygląda codzienność w Stowarzyszeniu Na Tak? Jacy są sami podopieczni?
Magdalena Kozicka, prowadząca warsztaty: W zajęciach udział biorą przede wszystkim osoby z niepełnosprawnościami. Czasem, w zależności od jej stopnia, konieczne są zajęcia indywidualne. Możemy zakładać, że my mamy fajny plan, ale niekoniecznie trafimy w zainteresowanie danej osoby. Dlatego musimy dopasować technikę i temat. Bywa, że rodzice w dobrej intencji mówią, co dziecko lubi robić najbardziej, a później okazuje się, że osoba z niepełnosprawnością jest nakierowana na zupełnie coś innego. Dlatego tak ważne w tej pracy jest indywidualne podejście. Jeśli zajęcia odbywają się w grupach, to raczej nie większych niż 12 osób. Chcemy, aby uczestnicy byli zanurzeni w tym procesie kreowania, tworzenia i czerpali inspiracje z tego, co robią oraz od siebie nawzajem. W zajęciach często biorą udział osoby, które nigdy wcześniej nie miały kontaktu ze sztuką. Dlatego musimy też ich poznać i dowiedzieć się, co ich interesuje, aby mogli odkryć siebie.
fot. Łukasz Gdak
M.S.: Znam osobę, która prowadzi zajęcia z osobami z zespołem Downa. Kiedyś opowiadała mi, że zaobserwowała bardzo smutną sytuację. Na zajęciach dwójka ludzi z zespołem Downa zakochała się w sobie, byli parą. Podczas rozmowy w grupie powiedzieli, że oni są świadomi, że tak naprawdę nigdy nie będą mogli być razem i że nie będą mogli mieć dzieci.
D.B.: Powinniśmy mówić o seksualności, o tym, że osoby z niepełnosprawnościami mogą się w tej sferze spełniać. Jednak do tego potrzebna jest edukacja, wykłady i uświadamianie. Nie wiem z czego wynika taka niechęć do tego tematu. Może częściowo wpłynął na to system katolicki, chcący oddzielić tę strefę duchową? Należałoby o tym zwyczajnie rozmawiać. W Czechach jest taka funkcja jak asystentka seksualna osób z niepełnosprawnościami. Według mnie to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ ta osoba jest swego rodzaju przewodnikiem w tej sferze. Asystentka uczy te osoby tego, jakimi pięknymi są ludźmi i jak mogą doświadczać życia.
M.K.: I to znów wracamy do kwestii usamodzielnienia tych ludzi, aby dać im większą szansę na autonomię. Więc zgadzam się z tym, że powinniśmy edukować rodziców dzieci z niepełnosprawnościami i resztę społeczeństwa. Ich potrzeby i marzenia również powinny być dopasowane do wieku.
M.S.: Dziękuję za rozmowę.