Ważne

Przedsiębiorcy z Kraszewskiego czują się ignorowani. „Nikt nic nie wie”

Wybuch w kamienicy przy ul. Kraszewskiego pozbawił życia dwóch strażaków. Ucierpiało też kilkunastu innych, jak i cywile. Część ulicy odgrodzono i wyznaczono tzw. strefę zero. Dla przedsiębiorców z tego obszaru oznacza to dosłowne zero, czyli brak dochodów. Uważają, że miasto proponowało pomoc, ale pomocy wcale nie dało. – Czujemy się pozostawieni sami sobie – mówi nam właściciel restauracji „Ona i On”.

Noc z 24 na 25 sierpnia była tragiczna. W pożarze kamienicy przy ul. Kraszewskiego 12 zmarło dwóch strażaków. Kilkunastu innych ucierpiało. Ranni byli też cywile. Ludzie stracili cały swój dobytek. Jeden z mieszkańców wbiegł do płonącego budynku, aby uratować swoje psy. Nie udało mu się. Teraz walczy o życie. Sprawa podwójnego wybuchu wstrząsnęła całą Polską. Na sytuację zareagowali wszyscy: Państwowa Straż Pożarna, ministerstwo, władze samorządowe, prokuratura. Ruszyła też natychmiastowa pomoc dla pogorzelców, ludzi, którym ogień strawił cały dobytek.

Kamienica przy ul. Kraszewskiego jest teraz rozbierana. Ręcznie, ponieważ najwyższe kondygnacje trzeba starannie i delikatnie usunąć bez używania tzw. ciężkiego sprzętu. Jak przekonywał Paweł Łukaszewski, czyli Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego konstrukcja stanowi poważne zagrożenie. Wystarczą złe warunki pogodowe, jak np. silny wiatr i burze, aby zniszczona kamienica runęła. Wykonawca ma 30 dni od dnia rozpoczęcia robót na ich wykonanie. Czas jest bardzo ważny zwłaszcza dla mieszkańców sąsiednich kamienic i przedsiębiorców z tzw. strefy zero. Ci pierwsi musieli opuścić swoje mieszkania, ponieważ konieczne jest sprawdzenie, czy wybuchy nie uszkodziły ścian sąsiadujących budynków. Ci drudzy pozbawieni są klientów, a tym samym źródła dochodu.

(fot. Łukasz Gdak)

Jak wygląda pomoc dla przedsiębiorców z Kraszewskiego?

Pomoc przedsiębiorcom zapowiadał prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak. Parę godzin po katastrofie opublikował wpis:Trwają działania służb po tragicznym pożarze kamienicy przy ul. Kraszewskiego. Chciałbym złożyć najgłębsze wyrazy współczucia dla rodzin i najbliższych dwóch strażaków, którzy zginęli podczas akcji. Dziękuję wszystkim zaangażowanym w działania ratownicze. Czas reakcji służb wynosił tylko 5 minut – to pokazuje, jak sprawnie i szybko reagują ona w sytuacjach kryzysowych. Mieszkańcy poszkodowani w nocnym pożarze mogą liczyć na naszą pomoc. Wiemy, że blisko zdarzenia swoje biznesy prowadzą lokalni przedsiębiorcy – o nich również będziemy pamiętać, by jak najszybciej mogli wrócić do prowadzenia swoich działalności. Teren objęty działaniami ratowniczymi musi być jednak wcześniej dobrze przeszukany i zabezpieczony”.

We wtorek, 3 września podczas konferencji prasowej zapytaliśmy prezydenta Poznania o to, jaką pomoc poza prawną proponuje lub zamierza zaproponować miasto przedsiębiorcom z ulicy Kraszewskiego.

– ZKZL przedsiębiorcom, którzy prowadzili działalność w kamienicy, która uległa katastrofie, przedstawiają możliwe lokale zastępcze. Staramy się też tzw. strefę zero redukować do absolutnego minimum. To są działania, które teraz podejmujemy. Do tego dochodzą możliwości związane z pieniędzmi uruchomionymi przez wojewodę. Być może możliwe będzie też działanie w zakresie zawieszenie składek. Rozmawiałem też z marszałkiem i będziemy szukać niskooprocentowanych kredytów, aby wspólnie pomóc – odpowiedział prezydent Poznania.

„Nie odczuwamy chęci pomocy”

Część przedsiębiorców, jednak stwierdza, że obecna pomoc jest niewielka i nie ma realnego przełożenia na trudną sytuację. Dotyczy to przede wszystkim lokali gastronomicznych, które nie mogą zaproponować sprzedaży online lub jedzenia na dowóz. W takiej sytuacji znalazł się Marcin Turzyński, właściciel jeżyckiej restauracji „Ona i On” przy ul. Kraszewskiego 9. W niedzielę, 25 sierpnia śniadaniownia rozdała prawie 500 kaw, jajecznic i niezliczoną liczbę kanapek. „Dziś chcieliśmy pomóc, jak tylko umieliśmy. Uśmiechy i podziękowania służb ratunkowych bezcenne” – napisali w mediach społecznościowych. I dodali: „Mamy nadzieję, że z Wami widzimy się już jutro”. Przez następne dni wykorzystywali media społecznościowe, aby zwiększać zasięgi zbiórek dla ofiar katastrofy. Na początku bieżącego tygodnia, jednak podzielili się swoją sytuacją. „Nie będziemy ukrywać, nie jest łatwo”.

– Największym problemem jest to, że nie możemy normalnie funkcjonować jako restauracja. Sklepy z odzieżą mogą jakoś przetrwać, bo ubrania się nie psują, ale my musimy wyrzucać dobry towar. Nie możemy go rozdać ze względu na przepisy skarbowe i sanepid, więc po prostu trzymamy wszystko w lodówkach, a jak się psuje, to wyrzucamy jedzenie do śmietnika. Wszystko stoi w zawieszeniu. Czynsz i rachunki musimy płacić, bo to prywatna kamienica. Też nie mamy o to żalu, rozumiemy, że właściciel ma prawo żądać zapłaty za wynajem lokalu. Najgorsze jest jednak to, że nie mamy dochodu – mówi nam właściciel „Ona i On”.

(fot. Łukasz Gdak)

Opłaty się nie zmniejszyły, a zarobków brak

Zmarnowanie jedzenia to nie jedyny problem dla zdesperowanego właściciela. Poza tym musi utrzymać pracowników, ponieważ jeśli odejdą, a za jakiś czas dojdzie do otwarcia, to nie może on zostać bez przeszkolonej załogi. Poza tym zwyczajnie po ludzku – chce, aby jego pracownicy mogli zapłacić swoje rachunki.

– Problem w tym, że oni muszą zarabiać, a my nie mamy im z czego płacić. Lato to specyficzny czas dla gastronomii, wiele osób wyjeżdża, a my ledwo wychodzimy na zero, więc czekaliśmy na koniec wakacji i wrzesień. To pozwoliłoby się nam odbić, ale niestety wydarzyła się tragedia, która zmieniła plany – dodaje przedsiębiorca.

Marcin Turzyński nie ma zbyt wielu alternatyw. Nie może gotować w domu, ponieważ nie zezwala na to sanepid. Lokal, który się mieści w kamienicy przy ul. Kraszewskiego 9 nie ma alternatywnego wejścia, więc nie może zaproponować menu na wynos.

– Kombinujemy. Próbujemy z lemoniadami, nasi goście chcą nam pomóc, coś organizują, zbierają, ale to są małe pieniądze. Nie wystarczy na pokrycie wszystkich kosztów, choćby tych eksploatacyjnych – dodaje właściciel.

Przekonuje, że obecnie od miasta otrzymali tylko pomoc prawną, ale ta na niewiele się zdaje. Usłyszał obietnicę o braku konieczności opłat w tym okresie za wywóz śmieci, a opłaty dla ZUS-u i urzędu skarbowego będzie można uregulować później.

– Tylko te koszty i tak będą do zapłacenia. Ludzie dzwonią, pytają o zaległe faktury, a my nie mamy z czego zapłacić. Mieliśmy zaplanowany duży catering na niedzielę i wszystko poszło na marne. Teraz próbujemy robić lemoniady, dogadaliśmy się z sąsiednią kamienicą, ale to kropla w morzu potrzeb – stwierdza Turzyński.

„Nikt nie zarabiał kokosów”

Inni przedsiębiorcy żyją w zależności od prowadzonego biznesu. Wszyscy, którzy mogli, zaczęli sprzedawać towar online. Jednak każdy musi się liczyć ze sporą stratą z normalnego utargu.

– Nikt tu nie zarabia kokosów. Każdy ma swoje życie, mieszkanie do opłacenia, jedzenie do kupienia, dzieci do odprawienia do szkoły. Dla wielu lokal to jedyne źródło dochodu, tak jak dla mnie. Spędzam tu 300-350 godzin w miesiącu. Nie mam teraz żadnej alternatywy, nie mam miejsca, w którym mógłbym sobie dorobić. A najgorsze, że nie wiadomo, jak długo to wszystko potrwa. Nikt nam nie mówi, że za cztery tygodnie możemy się otworzyć. Wszystko zależy od tego, jak szybko będą postępowały prace budowlane – wyjaśnia właściciel.

O pomoc pytaliśmy ZKZL. Rzecznik prasowy Łukasz Kubiak informował nas wcześniej o tym, że pierwsze lokale komunalne są pokazywane ofiarom ze zniszczonej kamienicy. Przyznaje też, że pomoc jest oferowana przedsiębiorcom, ale największą trudność generuje właśnie przypadek lokali gastronomicznych.

– Uruchomiliśmy dedykowany telefon i e-mail dla przedsiębiorców, aby się z nami kontaktowali. Oferujemy lokale i jeśli zdecydują się na dany lokal, to w tym momencie będziemy im na preferencyjnych warunkach im je wynajmować. Problemem jest gastronomia z tego względu, że aktualnie nie mamy lokalu, który jest w pełni dostosowany do usług gastronomicznych, ale gdy tylko jakiś się zwolni, to w pierwszej kolejności będziemy go oferować restauracjom z Kraszewskiego – odpowiedział nam Łukasz Kubiak.

(fot. Łukasz Gdak)

ZKZL nie ma wolnego lokalu gastronomicznego

Marcin Turzyński dodaje, że jest to pomoc, ale nie idealna, ponieważ nikt w niej nie uwzględnia tego, że właściciele muszą płacić prywatnym właścicielom, a do tego musieliby dostosować nowy lokal od ZKZL-u, opłacić w nim czynsz, aby później po zniknięciu „strefy zero” wrócić na swoje dawne miejsce.

– Nawet jeśli dostaniemy lokal od ZKZL, to muszę go przystosować, wyremontować i uzyskać odbiór sanepidu. To są dodatkowe koszty i czas, a przecież mamy jeszcze obowiązek płacenia czynszu za obecny lokal, bo mamy umowę z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia. Nie możemy tak po prostu zrezygnować. Moglibyśmy przenieść stoliki czy krzesła, ale bar? To już byłoby trzeba zbudować od nowa. Sprawdzić, czy są odpowiednie wywiewy, okapy, miejsce na mycie naczyń… a przecież nawet przy szybkim działaniu, to nie jest coś, co zrobimy w dwa czy trzy dni – zauważył właściciel restauracji „Ona i On”.

I dodał: – Nawet jeśli udałoby się znaleźć taki lokal i zainwestować w niego, to przecież potrzebujemy go tylko na chwilę. Co potem? Będę miał dwa lokale, dwa czynsze do płacenia? To mało logiczne. Gastronomia to nie jest prosty biznes, są restrykcyjne wymogi, toalety, kontrole sanepidu. Nie ma lokalu od miasta, który od razu spełniałby te wszystkie warunki.

Pomoc potrzebna od zaraz

Marcin Turzyński nie jest jedynym właścicielem, który uważa, że nie otrzymał wystarczającej pomocy. W mediach społecznościowych, na platformie „X” Jakub Tepper, właściciel dwóch koreańskich restauracji: Kimchiken i Min’s Table (obra przy ul. Kraszewskiego 14) skrytykował miasto za brak realnej pomocy w obliczu całej sytuacji.

„W tychże zamkniętych kamienicach, poza bycia domem dla wielu, znajdują się także punkty usługowe, a pośród nich dwie nasze restauracje: Min’s Table oraz Kimchiken. Poza nami wyłączono jeszcze obok nas: włoskie Brocci, serwis iHospital, butik Modne Lejdis, warzywniak U Farmera, a po drugiej stronie ulicy Bajgle Króla Jana, sklep Mlekovity, restaurację Ona i On oraz jeszcze ze 4-5 punktów usługowych” – wymienia Tepper zamknięte lokale, a następnie brak pomocy ze strony: Biura Poznań, MOPR-u, ZKZL-u, Urzędu Skarbowego, ZUS-u, Centrum Zarządzania Kryzysowego, Wydziału Działalności Gospodarczej i Rolnictwa.

Wpis w całości można przeczytać TUTAJ.

(fot. Łukasz Gdak)

Miasto spotka się z przedsiębiorcami

Najlepszą – jak przekonuje właściciel „Ona i On” – formą pomocy byłaby oczywiście forma finansowa.

– Jakakolwiek. Każdy ma czynsze do opłacenia, każdy ma pracowników, których musi utrzymać. Większość lokali nie należy do ZKZL, tylko do prywatnych właścicieli. Jeżeli ktoś z dobrej woli powie, że można nie płacić czynszu, to super, ale zazwyczaj trzeba zapłacić, bo to przecież czyjś biznes, ktoś zainwestował w kamienicę i musi z tego mieć dochód. Nikt nie działa charytatywnie, każdy ma swoje zobowiązania. Sytuacja jest chaotyczna, nikt nic nie wie na pewno. Chodzi o to, żeby przetrwać ten trudny czas. Utrzymać pracowników, zapłacić rachunki. Mimo że nie jesteśmy najbardziej poszkodowani, to nasze interesy, często rodzinne, stoją pod znakiem zapytania. Jak biznes nie działa, to nie zarabia – dodał Turzyński.

Na krytyczne głosy przedsiębiorców odpowiedział Urząd Miasta Poznania. W piątek, 6 września o godz. 15.30 w Sali Białej Urzędu Miasta Poznania odbędzie się spotkanie dla przedsiębiorców poszkodowanych w katastrofie kamienicy przy ul. Kraszewskiego. Udział w nim wezmą przedstawiciele miejskich jednostek. Chętni przedsiębiorcy mogą zapisywać się pod nr tel. 61 878 53 23.

Właściciele „Ona i On” z kolei zapraszają każdego mieszkańca w weekend od 7 do 8 września w godz. 10-17 na ul. Kraszewskiego 8. Tam będzie można kupić domową lemoniadę i w ten sposób wesprzeć przedsiębiorców.

Marcin Turzyński (fot. Łukasz Gdak)

Czytaj też: Popularna trasa rowerowa przebiega przez prywatną działkę. Właściciel zablokował przejazd [ZDJĘCIA / WIDEO]

Maciej Szymkowiak
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl