W Wielkopolsce winnice wyrastają jak grzyby po deszczu. Przynajmniej takie wrażenie może odnieść laik, który nie śledzi historii produkcji wina na okolicznych terenach. Czy to rzeczywiście nowość? I skąd taka popularność winnic w ostatnim czasie? Rozmawialiśmy o tym z wielkopolskimi winiarzami.
Polacy kojarzą winnice z okolicami województwa lubuskiego i małopolskiego. Tymczasem winnice w Wielkopolsce mają się doskonale. Choć ich popularność nie jest ogromna, mogą poszczycić się ciekawą historią.
Średniowieczne korzenie winnic
Pierwsze wzmianki o winnicach w Wielkopolsce pojawiły się w dokumencie lokowania grodu na lewym brzegu Warty, czyli na terenie Ostrowa Tumskiego, w 1253 roku. Stamtąd właśnie pochodziły też pierwsze wina gronowe wytwarzane w tej okolicy. Wiązało się to z przyjęciem chrześcijaństwa i wykorzystaniem wina do celów liturgicznych. O sadzeniu winorośli w regionie świadczą też nazwy okolicznych terenów – poznańskie dzielnice Winiary i Winogrady, które niegdyś były osobnymi osadami, czy też kaliskie osiedle Winiary. Dzisiejsza cytadela dawniej nosiła nazwę Winiarskie Wzgórza. Na kamienicach Starego Rynku widać wyryte w ścianach lub wyrzeźbione winorośle lub dzbanki. To wszystko pokazuje, że winiarstwo rozwijało się w Wielkopolsce przez wieki.
– Winnice były w Wielkopolsce uprawiane przez wiele lat. Ich popularność wzrasta, ponieważ cały przemysł winiarski stał się ostatnimi czasy bardzo modny – mówi nam Maciej Krystowski, prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Winiarzy. – Przez lata na tutejszych terenach uprawiane były też inne rośliny. Dlatego utarło się, że winnice to przede wszystkim południe Europy. Tymczasem u nas mają się równie dobrze.
Polskie winnice w rozkwicie
Mają się dobrze, ponieważ w ostatnich latach mocno zmienił się klimat. W Polsce jest cieplej, więc winorośl łatwiej się uprawia. Choć pojawiają się też i wyzwania. Występujące u nas gradobicia czy susze nie pomagają. Jednak polskie tereny są na tyle chłodne, że z powodzeniem można uprawiać na nich winorośl. Według badań za dwie dekady możemy spodziewać się, że warunki uprawy winorośli w Polsce będą podobne do tych, które obecnie są w Burgundii czy Champanii. Zmiany są więc powolne, ale widoczne i można spodziewać się rozkwitu przemysłu winiarskiego.
– 20 lat temu prekursorzy zajmowali się wyhodowaniem szczepu winorośli, który będzie odpowiedni dla naszego klimatu. Z tych odmian powstała winorośl, która dziś daje owoce i z której produkowane są wina – zaznacza Krystowski. – W Polsce panuje trend na młode, świeże wina. Jako chłodny region na takie właśnie wina się nastawiamy.
Dużą zmianą dla polskich winiarzy były też nowe regulacje prawne. Od kiedy ustalono zasady działalności tzw. małych winiarzy, czyli przedsiębiorstw, które produkują do 100 hl wina rocznie, jest o wiele łatwiej. Nie trzeba już np. wpisywać działalności winnicy do rejestru prowadzonego przez Ministerstwo Rolnictwa.
Tymczasem w krajach z południa Europy notuje się spadek produkcji i spożycia wina. Dotychczasowe standardy ulegają więc zmniejszeniu – nie ma już tak dużego popytu na wino z Portugalii czy Włoch. W Polsce z kolei trend zmienia się w inną stronę. Rośnie nie tyle sama produkcja, co wartość butelki. Polacy doceniają lokalne produkty, chcą kupować to, co wyprodukowane w ich okolicy. Zauważa to także Jakub Stefański, kierownik winnicy Dolina Samy z podpoznańskich Jankowic:
– Nasze wina sprzedajemy na terenie całej Polski. Zaskakująco dużą sprzedaż odnotowaliśmy jednak w lokalnym sklepie spożywczym, niedaleko winnicy. To pokazuje, że mieszkańcy utożsamiają się z lokalnymi produktami, chcą ich próbować, może sprezentować komuś – mówi Stefański.
W Polsce popularnością cieszy się nie tylko spożycie wina, ale i enoturystyka, czyli podróże szlakami winnymi. Ludzie chcą uciec od zgiełku, dlatego coraz więcej winnic wykorzystuje tę szansę i tworzy miejsca, które nie tylko służą do produkcji wina, ale mogą też ugościć turystów i pozwolić im na degustacje na miejscu. Z myślą o tych, którzy chcą odwiedzać okoliczne winnice, powstał Wielkopolski Szlak Winnic. Na jego trasie znalazły się te winnice, które są gotowe przyjąć odwiedzających, a więc mają bazę noclegową i gastronomiczną. Właściciel winnicy, która znajduje się na szlaku, jest gotów opowiedzieć gościom o uprawie, oprowadzić ich po winnicy. Organizowane są też winobrania, koncerty, degustacje. Dla gości to zabawa, a dla miejscowych okazja do sprawdzenia, co dzieje się „za płotem”.
Na pełnych obrotach
Zabawą nie można nazwać jednak pracy w winnicy. Trzeba być na pełnych obrotach przez cały rok. Uprawa winorośli to przygotowywanie ziemi, regularne obcinanie liści, pilnowanie, by łozy rosły w odpowiednim kierunku i nie były zbyt obciążone owocami
– To zajęcie dla cierpliwych. Zanim z posadzonej winnicy powstanie pierwsze wino, potrzeba około 3 lat, bo tyle potrzeba, by owoce nadawały się do przetworzenia. Im krzew starszy, lepiej ukorzeniony, tym lepsze wino będzie można z niego wyprodukować – mówi Jakub Stefański z Doliny Samy.
Przez wilgotny klimat i płaskie ukształtowanie terenu uprawa winorośli w Polsce nie jest prosta. Zimą kopczykuje się krzewy, czasami chowa się pod tunelami. Nawet w maju, w Zimną Zośkę, zdarzają się spadki temperatur, które potrafią pokrzyżować winiarzom plany. Widać jednak, że winiarze nie tracą zapału. Ich starania rekompensują m.in. nagrody w konkursach.
– Wyróżnienia zawsze nas cieszą. Jednak tu nie o nagrody i tytuły chodzi. Najważniejsza jest wymiana doświadczeń z innymi winiarzami, poznawanie trendów. Dlatego jeździmy na targi i konkursy. To dla nas zawsze wielkie święto – dodaje Stefański.
Czytaj także: W czasie burzy unikaj tego miejsca. Może być śmiertelnie niebezpieczne