42-letni Serhii T. w listopadzie ubiegłego roku zabił 29-letnią żonę, bo ta narzekała, że dużo pije, nie pracuje i ma długi powstałe m.in. w wyniku hazardu. Później udusił córki; 4,5-letnią i półtoraroczną. Ponad pół roku od zbrodni twierdzi, że nie wie, dlaczego zabił córki. Oszczędził tylko syna kobiety z jej poprzedniego małżeństwa. – Szkoliłem się na kucharza, uczono nas, żeby mięso było miękkie i drogie, to trzeba je dusić końcówkami palców – powiedział we wtorek, 21 maja na rozprawie w poznańskim sądzie.
18 listopada 2023 do ochroniarza w Avenidzie podszedł 42-letni Serhii T. Wyjawił, że szuka policjantów. Na pytanie, dlaczego, odpowiedział, że zabił żonę i córki. Pragnął przyznać się do zbrodni. Zatrzymała go policja. Ze szczegółami wyjawił, co zrobił.
Jak ustaliła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu: do tragicznej zbrodni doszło kilka dni przed oddaniem się mężczyzny w ręce policji. W jednym z podpoznańskich domów w Puszczykowie śledczy odnaleźli ciało zmarłej 29-letniej Ukrainki i jej dwóch córek. Wszystkie uduszono. Żona miała złamana krtań i mostek. Czteroipółletnia córka złamane udo, ramię i bruzdy na szyi. Najmłodsza połamane kości czaszki i krew w obu półkulach mózgu.
Szczegóły tragicznej zbrodni
Na początku kwietnia tego roku zakończono śledztwo i skierowano do sądu akt oskarżenia. Proces rozpoczął się we wtorek, 21 maja w poznańskim Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Biegli orzekli, że mężczyzna był poczytalny w chwili popełniania zbrodni. Na rozprawie 42-latek przyznał się do zbrodni i wyjaśnień. Wcześniej szczegółowo opisał przebieg zdarzeń. Nie powiedział, co było motywem zabójstwa dzieci. Mówił o konflikcie z żoną, która wypominała mu, że za dużo pije, narobił długów i nie pracuje.
– Przez cztery miesiące nie pracowałem. Żona też nie, zajmowała się dziećmi w domu. Przyznaję się do zarzucanych mi czynów. Nie chcę składać dalszych wyjaśnień, ponieważ już wszystko powiedziałem. Podtrzymuję wcześniej złożone wyjaśnienia – powiedział Serhii T.
Biegli ustalili, że mężczyzna był poczytalny w chwili popełniania zbrodni.
– Nigdy nie słyszałem żadnych głosów. 20 lat temu, jak brałem narkotyki, to miałem tak, ale nie w chwili morderstwa. Żałuję tego, co się wydarzyło, można było inaczej rozwiązać problemy z długiem. Czasami grałem w kasynie, brałem pożyczki, przegrywałem i znowu brałem pożyczki. Jestem uzależniony od hazardu – odpowiadał na pytania sądu Serhii T.
Z wyjaśnień mężczyzny wynika, że ofiary udusił rękoma, „czubkami palców”. Gdy przestał „czuć dłonie” jedną z córek przycisnął do siebie, aby dokończyć zabójstwo. „Przycisnąłem ją z dużą siłą, uderzyłem o ścianę, usłyszałem dźwięk, jakby coś pękło. Słyszałem też rzężenie, poleciała jej z ust lub nosa krew”.
Potrójne zabójstwo w Puszczykowie
Najpierw dusił żonę, a gdy obudziła się młodsza córka, wziął ją za gardło i uderzył o ścianę. Po tym skończył dusić kobietę. Starszą córkę zaczął mordować, gdy ta spała, bo „zawsze miała twardy sen”. Wybudziła się w chwili duszenia. Po potrójnym morderstwie, mężczyzna nakrył ciała, położył na łóżku pluszaka jednej z dziewczynek i zszedł na dół.
Oskarżony dodał, że gdy wszystkich udusił, to poszedł na dół pić dalej. W dniu morderstwa miał wypić łącznie ok. 20 piw i drinków. Przyznał, że „po spożyciu alkoholu bywał agresywny i mógł popychać lub ciągnąć żonę, ale nigdy jej nie bił”. Dodał, że kobietę i dzieci zabił tego samego dnia. Upity zasnął. Gdy się obudził i zobaczył, co zrobił zapłakał.
– Uczyłem się na kucharza, mówiono nam, żeby mięso było bardzie miękkie i drogie, że trzeba je dusić końcówkami palców. Oglądałem też filmy fabularne, które pokazywały metody duszenia. Udusiłem je tak jak zapamiętałem na filmach – wyjaśnia w sądzie 42-latek.
Palił papierosy, aby nie było czuć zapachu ciał
Po dokonaniu zbrodni poszedł do sklepu i kupił więcej alkoholu. Gdy skończyły mu się pieniądze, wziął konsolę do gier z domu i sprzedał w lombardzie. Otrzymał za nią 600 złotych. Zadzwonił do syna żony (z poprzedniego małżeństwa), aby ten szybciej wrócił ze szkoły. Dziecku powiedział, że mama i siostry zachorowały na COVID-19 i przebywają w szpitalu.
– Przez chwilę myślałem, żeby zabić chłopca, ale nie mógłbym tego zrobić. Nie wiem dlaczego. To, że był jej synem z poprzedniego małżeństwa nie miało znaczenia. On nie wchodził na górę. Paliłem papierosy w domu, żeby nie było czuć zapachu zwłok – twierdzi mężczyzna.
Gdy chłopiec się rozpłakał, zabrał go do japońskiej restauracji. Przez kolejne dni dalej pił, jak przyznaje w sądzie „myślał o popełnieniu samobójstwa lub zadzwonieniu na policję”, ale nie starczyło mu odwagi. Chłopcu i teściowej powiedział, że żona umarła w szpitalu na koronawirusa. W dniu zatrzymania wziął chłopca do lokalu McDonald’s. Tam go zostawił i poszedł pić. Następnie udał się do galerii handlowej, w której napotkał ochroniarza i powiedział, że szuka policji. Wyjawił zbrodnię. Chłopca odnaleźli policjanci.
Mężczyźnie grozi dożywocie. Sąd przesłuchuje świadków, którzy powtarzają ówczesne zeznania 42-latka. Jak dodał ochroniarz i policjant, którzy interweniowali wówczas na miejscu: „mężczyzna nie był agresywny i nie stwarzał zagrożenia”. Serhii T. do Polski przyjechał w 2018 roku.